Reklamy

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym.
Widok na galerię ścienną u Maiki Carter Połączyć
To coś lub nazwij to niczym

W małej sali projektowej w galerii Columbus College of Art and Design niedawni absolwenci Maika Carter daje swój pierwszy solowy występ, Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym, do 20 lutego. Nie spotkałem się z tym zbyt dużym rozgłosem, ale cieszę się, że mogę rozpoznać to dzieło kwestionujące piękno i dojrzałość.

Spektakl organizowany jest w ósemce
rozdziały fotograficznej narracji. Jego przejście od tematu do tematu jest jasno określone; Treść każdej jednostki jest przedstawiona w formie wyraźnych, efektownych obrazów, a przechodzenie od sekcji do sekcji sprawia wrażenie organicznego. A co najważniejsze, ostatni rozdział stanowi syntezę wszystkiego, co było wcześniej. Co to dodało? Coś istotnego i prawdziwego w przyziemnej i swobodnej formie? A może afirmacja sensu trywialnej akumulacji życia?

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym.


Reklamy

Pierwsza grupa fotograficzna – składająca się z obrazów dużych i małych, splątanych i przypiętych w przemyślane grupki na ścianie – przedstawia buty, w większości puste. Czarno-biała fotografia baletów ustawionych naprzeciw siebie poprzez szczelinę w asfalcie sprawia wrażenie pewnej prostoty. Rozpoczynamy marsz lub wycieczkę, ale już od pierwszego kroku pojawia się kwestia kierunku i celu. Jak wypełnimy nasze buty, jaki jest cel, dokąd pójdziemy? Fotografie Cartera, czarno-białe zmieszane z innymi w mocnych, nasyconych kolorach, nie sugerują mi niejednoznaczności tak bardzo, jak sugerują bardzo ludzki stan zapału i determinacji, nawet w przypadku braku mapy. Wszystkie obrazy są pogrubione. Czy pomieszanie kierunków butów oznacza szaleństwo lub niezdecydowanie? A może po prostu fakt, że życie nie oferuje żadnego kierunku?

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym.

Wkraczamy do rozdziału 2 tylko po to, by znaleźć się w miejscu Zaginionego, gdzie rzeczy zniknęły lub znikają nam z pola widzenia. To grupa zdjęć, która nie chwyta Cię mocnym przesłaniem, ale bólem smutku, który narasta w miarę zbliżania się do wielu małych obrazów skupionych wokół większych. Wiele fotografii na tych ścianach ma nie więcej niż 3 cale kwadratowe. Kiedy Carter zamazuje treść, zwiększa to intymność między widzem a obrazem, co prowadzi do większego oddziaływania emocjonalnego. Obraz żółtej taśmy ostrzegawczej przecinającej pozbawiony ozdób plac wywołuje, zgodnie z sugestią, większy smutek niż chciałbym ponure i drastyczne miejsce zbrodni.

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym. Grupa
zdjęcie zawierające artystę.


Maika Carter, z Nazwij to jakoś lub nazwij to jakoś
Nic.





Ale następna część kolorowy fotografie poruszają nas w sposobie, w jaki reagujemy na album z dużą, szczęśliwą rodziną. Carter zabiera nas do szerokiej gamy uśmiechniętych krewnych i przyjaciół z wielu pokoleń – ludzi szczęśliwych, że są razem, szczęśliwych, że robią to, co robią, czujących się wyjątkowi i kochani. Jestem pewien, że ta część wystawy nie pozostawi obojętnego widza. Swobodna aranżacja Cartera świetnie się tutaj sprawdza, gdzie czujemy dobry humor i ciepło, także my. Myślę, że po części to skala obrazów i fakt, że musimy podejść do nich z bliska – jakbyśmy przeglądali album z wycinkami – sprawia, że wydają się one tak włączające. Reagowałem na nie jak zdjęcia nieznajomych, ale jak ludzie, których szczęściem dzieliłem. Nie czułem żadnych barier. Widz jest członkiem towarzystwa i jest szczęśliwy, że może być tam jako członek rodziny tych ludzi.

Reklamy

 

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym.
Zbiór fotografii przyjaźni.

Czy czytamy autobiografię, czy jesteśmy bohaterami autobiografii artysty? Czy podążamy za opowieścią Everymana? To pytanie nie może nie przychodzić na myśl w wielu momentach, ale szczególnie wtedy, gdy narracja schodzi od pewnego dobrobytu społecznego do rozdziału dosłownego wymazania – bagna przygnębienia, jeśli wolisz.

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym

Carter dostarcza nam wielu atrakcyjnych obrazów ludzi, ale z zamazanymi lub wyciętymi z kadru twarzami lub głowami. Uśmiechy i przyjazne kontakty zniknęły w nowym środowisku izolacji i anonimowości.

Maika Carter, z Nazwij to jakoś
lub Nazwij to niczym.

Narracja toczy się dalej w kilku innych rozdziałach, w których z grubsza przeplatają się obecność i nieobecność, między szczęśliwie uspołecznionym bezpieczeństwem a obrazami pustego i dryfującego społeczeństwa.


Szczególnie interesujący jest rozdział poświęcony samej fotografce. Byłoby wzruszające, gdyby zdjęcia nie były tak odważne i szczere. Jak zwykle wiele zdjęć – dużych i małych – jest inscenizowanych, ale widz musi dwa razy pomyśleć, aby zrozumieć, że tematem jest artysta, więc musiały zostać zainscenizowane. Każdemu z nich towarzyszy atmosfera całkowitej spontaniczności: grymasy, dramatyczne pozy, ale o walorach artystycznych daleko wykraczających poza fotobudkę. Są w istocie na tyle naturalne, że budzą wątpliwości co do wszystkiego, co było wcześniej. Być może program rzeczywiście był dziełem anonimowej osoby trzeciej.

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym.


Zbiór autoportretów skupia się na dużych, rzeczywistych obrazach w kolorze i sepii, przedstawiających artystę w szpitalu, rekonwalescencję po operacji jamy brzusznej. Jasno oświetlona sala szpitalna z zakrwawioną rurką wychodzącą z jej brzucha jest wytrącająca z równowagi, z wyjątkiem tego, że ona wpatruje się w kamerę, jakby rozmawiała z Ty, przyjaciel na tyle blisko, że można go odwiedzić. Przez cały program byłeś wciągnięty w jej świat i punkt widzenia, a teraz jesteś tutaj, aby złożyć wizytę pooperacyjną, której nie mógłbyś tolerować w przypadku nikogo innego niż twój najlepszy przyjaciel.


Maika Carter, z Nazwij to jakoś lub
Nazwij to niczym.
Maika Carter, z Nazwij to jakoś lub
Nazwij to niczym.

Zanim dotarłem do ostatniej części programu, wszystko, co wydarzyło się wcześniej, przygotowało drogę do bogatego rozważenia propozycji tytułu, Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym. Fotografie w tym obszarze przewijają się tam i z powrotem, aż w końcu ich przesłania niepokoju i nadziei w końcu intuicyjnie się łączą. Artystka zadaje sobie pytanie, gdzie była i czego do tej pory doświadczyła, czym jest życie? Coś albo nic? Miłość czy anomia? Czy inwestujemy w przyszłość? A może położymy się i zobaczymy, co się stanie?

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym.

Krajobraz wybrany przez Cartera do tej ostatniej zadumy nie jest marzycielski, sielankowy ani pocieszający. Obrazy są miejskie, pomalowane sprayem, wytatuowane i wydają się dalekie od pocieszającego poczucia porządku i bezpieczeństwa klasy średniej, które wielu z nas kojarzy z życiem i przyszłością, która oznacza „coś”.


Nie jestem pewien, czy Carter zna książkę Johna Bunyona. Postęp pielgrzyma, ale w tym serialu czuję więź z opowieścią o próbach moralnych i odporności. Artystka prowadzi nas przez osiem pasaży przyjemności, zwątpienia i smutku. Nie zaprzeczając pięknu, nigdy nie przestaje lamentować nad jego brakiem. Przez cały serial panuje spokojna, oderwana atmosfera akceptacji, niezależnie od tego, czy jesteśmy świadkami szczęśliwego koleżeństwa, czy też scen utraty tożsamości.


Myślę, że pierwszy solowy występ Maiki Carter to nokaut. Pokazuje swoje siły jako fotograf, gawędziarz o doskonałym wyczuciu redakcyjnym oraz jako osoba posiadająca mądrość i intuicję, dla których jej umiejętności są ważne. Ja na przykład będę z wielkim zainteresowaniem śledził artystę, który od razu wykazuje się taką dojrzałością.

 

Maika Carter, z Nazwij to jakoś albo nie nazwij tego niczym.