Reklamy





Śledząc życie czterech sióstr wychodzących z okresu dojrzewania, Małe kobietki Louisy May Alcott badają trudności związane z rolami płciowymi w Ameryce po wojnie secesyjnej.


Gatunek: młodzieżowy, klasyka, historie rodzinne.

Ta recenzja dotyczy pierwszej części Małych kobietek. Ostatecznie została umieszczona w tomie wraz z kontynuacją, która początkowo nosiła tytuł „Dobre żony”, ale ten zrecenzuję osobno, ponieważ mam osobne starsze tomy. I myślę, że zgodzicie się, że ta recenzja jest wystarczająco długa.


MOJE MYŚLI:
Jest to piękny i ponadczasowy pomnik stylu życia, jaki autorka prowadziła ze swoimi siostrami ponad sto lat temu, podczas gdy wielu mężczyzn służyło w wojnie secesyjnej. Uważam, że to świetna książka na wyciągnięcie nas ze złego nastroju. Wszystkie siostry March miały swoje zrzędliwe chwile, ale korzystały z narzędzi nastawienia, które pokazały im rodzice, aby iść dalej.

Marmee sprawia wrażenie mądrej i kochającej mentorki, za jaką wszyscy ją uważali. „Dziewczęta myślały, że szary płaszcz i niemodny czepek zakrywają najwspanialszą matkę na świecie”. Cóż za niesamowite wprowadzenie i hołd. Tym razem zauważyłem coś interesującego, gdy rozmawiała z Jo o przezwyciężeniu złego nastroju. Zawsze źle to pamiętałem, sądząc, że pani March dokonała całkowitej przemiany osobowości. Ale tak naprawdę powiedziała: „Próbuję to wyleczyć od 40 lat i udaje mi się tylko to kontrolować”. Jestem zły niemal każdego dnia mojego życia, Jo, ale nauczyłem się tego nie okazywać. Wow, jest inaczej niż myślałem. Być może za każdym razem, gdy próbujemy przekształcić się w kogoś innego, zachowujemy się nierealistycznie. Być może nasze słabości są tylko częścią naszej tkanki i musimy skupić się na zarządzaniu nimi, a nie na ich całkowitym wyeliminowaniu.

Reklamy

„Małe kobietki” przywodzą na myśl debatę na temat natury i wychowania. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że natura ma swoje zdanie, ponieważ cztery siostry bardzo się od siebie różnią. Nie można jednak zaprzeczyć, że kolejność urodzenia może mieć pewien wpływ na Twoją rodzinę. Beth i Amy potraktowano z nieco większą wyrozumiałością i wyrozumiałością niż Meg i Jo. Tych dwoje często nazywano „dziećmi”, mimo że dzieliła ich tylko cztery lata różnicy. Czy Amy nadal próbowałaby zaimponować ludziom swoimi absurdalnymi i zagmatwanymi słowami, gdyby urodziła się pierwsza? A może Meg czułaby taką potrzebę pouczania innych, gdyby była najmłodsza? Ciekawe do refleksji.

Z chęcią sięgnę po następną książkę, gdy skończą się błędy słownictwa Amy. Doszło do tego, że spotykała się z kimś za każdym razem, gdy otwierała swoje małe usta, a potem, niczym reakcja psa Pawłowa, Jo zawsze robiła jakieś sarkastyczne, wyniosłe poprawki. Miałem ochotę powiedzieć: „No dalej, chłopaki, czy nie możecie przestać?”. Kiedy dziwność zamienia się w przewidywalność, nie jest już tak uroczo. Pamiętam jednak, że podczas pierwszego czytania Małych kobietek, gdy byłam bardzo młoda, komedia zupełnie do mnie nie trafiała, ponieważ nie znałam też znaczenia słów ani dzikich przeczuć Amy.

Warto zapoznać się ze starszymi książkami, do których dziewczyny wracają, ponieważ wywarły one tak dobry wpływ na ich życie. Na przykład Pilgrim's Progress i Pickwick Papers stają się podstawą wszelkiego rodzaju gier i wypoczynku. Dobrze jest zobaczyć, jak dziewczyny wykorzystywały pisma innych osób do kształtowania własnych postaci. Nawet nie zdawali sobie sprawy, że to robią, bo to wszystko w imię zabawy. Zatem Bunyan i Dickens zrobili dla nich dokładnie to samo, co sama Louisa May Alcott robi dla nas. Uwielbiam ten aspekt dobrej historii, w którym trzeba zapłacić dalej.

Tym razem poczułem, że moje serce skłania się ku Meg bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Zapamiętałam ją jako wszechwiedzącą starszą siostrę, która zdawała się mieć wszystko w kupie, a jednak pozostawiła po sobie kilka najbardziej wzruszających cytatów, jakie mogłyby pochodzić od kogoś prosto z XXI wieku. „Będę musiała się bardzo starać przez cały dzień, od czasu do czasu zabawiając się trochę, bo zrobię się stara, brzydka i zgorzkniała, bo nie potrafię cieszyć się życiem jak inne dziewczyny”. Mówi też: „Kopiujemy dzień po dniu, bez drobnych zmian i bardzo mało zabawy. Równie dobrze moglibyśmy być na bieżni. Moja nastoletnia córka powiedziała podobne rzeczy, ale innymi słowami, i całkowicie je rozumiem.

Reklamy

Dla dziewczyny, która tak jak Meg ceni luksus i wypoczynek, jej wybór narzeczonego wydaje się nieco sprzeczny z intuicją. Wie, że jeśli zgodzi się wyjść za mąż za skromnego, ciężko pracującego mężczyznę, takiego jak John Brooke, będzie dalej robić to samo, co zawsze. Gdyby naprawdę pragnęła bogactw i pięknych rzeczy, które tak podziwiała, mogłaby jednak zrobić lepiej, wybierając eleganckiego Neda Moffata. Ale zdrowy rozsądek i prawdziwa miłość zwyciężają, a my musimy kochać ją i jej wybór.

To prowadzi mnie do sytuacji Jo, która jest moim największym zarzutem. Pierwsza część historii kończy się zaręczynami Meg i powrotem Marcha. Gdybym była nową czytelniczką, z niecierpliwością wyczekiwałabym romansu Jo i Laurie w sequelu. Zakładałbym, że Alcott wyraźnie zmierzał w tym kierunku. Ta para miała wspólne zainteresowania i domagała się uwagi. Oboje uwielbiali zabawę, mieli skłonność do hojnych gestów, skłonność do impulsywności oraz zamiłowanie do prostych żartów i bezczelności. Łączyło ich wzajemne lekceważenie niektórych delikatniejszych maksym społecznych i zawsze, gdy było to konieczne, udawało im się uspokoić. Jo była przekonana, że nikt jej nigdy nie porwie, lecz tęskniła za „Teddym”, ilekroć czuła się samotna. Gdybym nie wiedział, co się wydarzy, spodziewałbym się, że zakocha się w chłopcu z sąsiedztwa. Wiem, że wiele osób przez lata czuło się oszukanych, myśląc, że Alcott spłatał nam wszystkim podłego figla. Jest miejsce na platoniczne przyjaźnie, ale ta dwójka mogła być świetna.

Pierwsza część kończy się w ten sposób. „Tak zgrupowani kurtyna opada na Meg, Jo, Beth i Amy. To, czy podniesie się ponownie, zależy od przyjęcia pierwszego aktu domowego dramatu Małe kobietki. Wow, co za bezpośredni strzał w sam tekst! Z pewnością sprawdziło się to w przypadku Louisy May Alcott, ale ciekawie byłoby zobaczyć, jak scenarzyści wypróbowują teraz takie rozwiązanie.

Mimo że styl pisania może być nieco przestarzały według współczesnych standardów, nadal chcę dać mu pełną ocenę za to, czym jest, ponieważ Alcott napisała fantastyczną książkę dla dziewczyny z wojny secesyjnej, gdy prawdopodobnie nie było ich zbyt wiele w okolicy. Kontynuuję „Dobre żony”, którego akcja rozgrywa się trzy lata później.

5 gwiazdek

Aktualizacja: Właśnie zrecenzowałem drugą część tej historii, Dobre żony.
A oto moja recenzja March, nagrodzonej Pulitzerem powieści napisanej przez Geraldine Brooks o jej ojcu i jego przeżyciach na wojnie.